Ropień na twarzy po założeniu przez kosmetyczkę nici PDO 3D.

Małoinwazyjne technik poprawiające wygląd twarzy pacjentek cieszą się dużą popularnością, ich wykonywania uczą się jednak nie tylko lekarze, ale także kosmetyczki, czy kosmetolodzy. Jest to zabieg wymagający posiadania odpowiednich uprawnień, wiedzy o anatomii skóry, jak i umiejętości praktycznych.

W mojej praktyce biegłego sądowego pojawia się coraz więcej spraw, gdzie doszło do powikłań w trakcie implantacji nici, i pokrzywdzone pacjentki wnoszą sprawy do sądu.

Jak wiecie, w Polsce  osobą uprawnioną do przerwania ciągłości skóry jest lekarz, pielęgniarka, ratownik medyczny wykonujący swoje obowiązki zawodowe. Kosmetyczka, komsetolog nie są zawodami medycznymi, nie mają uprawnień do przerwania ciągłości skóry pacjenta, wykonywania jakichkolwiej iniekcji.

Na moje biurko trafiła sprawa Pani lat 50, która zdecydowała się zastosować nici liftingujące, BARB 4D do uniesienia policzków. Po 3 dniach od zabiegu, wykonanego w salonie kosmetyczno-fryzjerskim po stronie prawej twarzy pojawił się ból. Policzek spuchł, był tkliwy, czerwony, pacjentka źle się czuła. Badający pacjentkę lekarz pogotowia opisał obrzęk i zaczerwienienie prawego oka, prawej okolicy podoczodołowej. Przez dziurkę w skórze, w okolicy skroni z rany wydobywała się ropa.

W tomografii komputerowej, wykonanej na izbie przyjęć stwierdzono ropień prawej twarzy i zapalenie tkanki przedprzegrodowej, bez zapalenia tkanki łącznej oczodołu i ropnia podokostnowego. Oznacza to że pacjentka miała „więcej szczęścia, niz rozumu”, ponieważ stan zapalny ograniczał się tylko do skóry i tkanki podskórnej i nie rozszerzył się na oko, oczodół, czy mózg.

U pacjentki chirurg naciął ropień, zdrenował i przepłukal ranę, a także usunął 3 nici z haczykami z prawego policzka. U pacjentki w wyniku procesu zapalnego, a także ratowania życia przez chirurga pojawiła się deformacja kształtu policzka, zapadnięcie w środkowej części policzka. W posiewie z rany wyhodowano Staphylococcus aureus (gronkowca złocistego),  pacjentka przez tydzień przyjmowała dożylnie antybiotyk.Podczas miesięcznej obserwacji rana była już zagojona.

Warto się zastanowić czy rzeczywiście warto, dla paru złotych różnicy wykonywać te zabiegi u kosmetyczek, czy kosmetologów. Każdy medal ma dwie strony: pacjentka pozornie tylko oszczędziła pieniądze, na nici wydała 2500 zł, zamiast 4000 zł (u lekarza), ale poniosła koszty adwokata, biegłego sądowego,  musiała opowiadać o tej niefortunnej sytuacji na procesach sądowych. Wygranie sprawy przyniosło jej satysfację, ale koszty moralne poniesione przez nią były na prawdę bardzo duże, więc to tak na prawdę Pyrrusowe zwycięstwo.  Kosmetyczka nie mająca uprawnień do ww zabiegów (wg polskiego prawa) ryzykowała własnym majątkiem, i z własnego majątku musiała zapłacić odszkodowanie, koszty leczenia pacjentki  i koszty sadowe. Czy warto odpowiedzcie sobie sami….